Dnia 21 czerwca 1954 roku otrzymałem pismo z Kurii Diecezjalnej w Tarnowie, abym natychmiast udał się do parafii Szalowa, którą miał opuścić tamtejszy proboszcz, ksiądz kanonik Stanisław Pękala. Przybyłem, by pełnić tymczasowe obowiązki duszpasterskie. Ksiądz proboszcz Pękala miał opuścić swoja ukochaną parafię, w której swoje zdrowie stargał, oddając się na usługi bez reszty – w nocy. W ową pamiętną noc szalała burza. Po moim przyjeździe z Grybowa rannym pociągiem, który jak nigdy, wtedy spóźnił się aż 150 min., jeden ze służby plebańskiej tak opowiada. W nocy wśród błyskawic i bicia gromów wyszedł na podwórze, by poszukać konia, który wybiegł z obory. Patrzę – opowiada służący – a jakaś postać zbliża się do kościoła, odmyka kościół i za chwilę wychodzi, kierując swe kroki ku przystankowi kolejowemu. Któż to był? To proboszcz ks. kanonik Pękala szedł pożegnać Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie, mieszkającego w tym kościele, dla którego tyle pracował, przebywając wśród parafian, dla których tyle ofiar poniósł – a jeśli kto zechce niech przyjdzie do Szalowej i niech zapyta, niech spojrzy na owoce jego pracy. Zamiast uroczystego pożegnania nastąpiło w nocy ciche sam na sam pożegnanie z Chrystusem. Jak już wyżej wspomniałem, pociąg spóźnił się przeszło 150 min., a ludzie w tym widzieli palec Boży mówiąc: Pan Bóg chce, by ksiądz proboszcz pozostał i był dalej w naszej parafii. Rano Msza św. W kościele szloch, wszystko płacze, bo przed ołtarzem nie widzą swego proboszcza, swego Ojca. Nie mogłem Mszy św. Dokończyć. Była to Msza św. Uroczysta z wystawieniem Najświętszego Sakramentu w monstrancji, a mnie się wydawało, że celebruję pogrzebową Mszę św. i z oczu moich płynęły łzy. Po Mszy św. na polu gromadki ludzi, ocierają łzy nawet mężczyźni, pytają o czcigodnego księdza proboszcza, czy naprawdę wyjechał z parafii na zawsze? Uspokajam, jak mogę. Zaznaczam, że nie spotkałem się z żadną jakąś niechęcią wobec mojej osoby. Raczej stałem się tą osobą, której chcieli parafianie wypowiedzieć wszystkie swe bóle, chcieli się wypłakać, opowiedzieć, jak kochają swego ks. proboszcza.
Zakończenie oktawy Bożego Ciała. Czwartek – uroczyste nieszpory, wszystko ubrane skromnie, żałobnie – że się tak wyrażę. Pytam, dlaczego nie ubrali na procesję stroju krakowskiego? Żałoba po naszym ukochanym Ojcu – słyszę odpowiedź. Zamiast radości – smutek. Zaznaczam, że to nie jakieś dziwactwo ze strony parafian, ale naprawdę szczery wyraz boleści. Gdyby czytający te zapiski był ze mną
i widział to co ja, takie samo obiektywne zdanie by wypowiedział. To przejaw ogromnego bólu dzieci po stracie ojca. Mówię do nich: Przecież wasz ks. proboszcz nie umarł. A wszyscy jak jeden z płaczem wołają: Wolelibyśmy, żeby tu umarł, bo mielibyśmy Go między sobą, przebywałby między nami. Mówię: Przyjdzie tu inny ksiądz. A ktoś z tłumu mówi: Przyjdzie ksiądz, będzie może dobry dla ludzi, ale dla Pana Boga nie będzie tak dobry jak proboszcz ks. kanonik Pękala. Przyszedł dzień, gdy furmanki odwoziły rzeczy byłego ks. proboszcza na stacje kolejową. Nie da się opisać tego dnia. Ojcowie, mężczyźni płakali jak kobiety. Nie uwierzysz czytelniku, ale mówię prawdę – nie mogłem i ja przeżyć tego dnia. Przez cały okres – bo około dwa miesiące tam przebywałem – ciągle widziałem boleść na twarzach skrzywdzonych ludzi.
i widział to co ja, takie samo obiektywne zdanie by wypowiedział. To przejaw ogromnego bólu dzieci po stracie ojca. Mówię do nich: Przecież wasz ks. proboszcz nie umarł. A wszyscy jak jeden z płaczem wołają: Wolelibyśmy, żeby tu umarł, bo mielibyśmy Go między sobą, przebywałby między nami. Mówię: Przyjdzie tu inny ksiądz. A ktoś z tłumu mówi: Przyjdzie ksiądz, będzie może dobry dla ludzi, ale dla Pana Boga nie będzie tak dobry jak proboszcz ks. kanonik Pękala. Przyszedł dzień, gdy furmanki odwoziły rzeczy byłego ks. proboszcza na stacje kolejową. Nie da się opisać tego dnia. Ojcowie, mężczyźni płakali jak kobiety. Nie uwierzysz czytelniku, ale mówię prawdę – nie mogłem i ja przeżyć tego dnia. Przez cały okres – bo około dwa miesiące tam przebywałem – ciągle widziałem boleść na twarzach skrzywdzonych ludzi.
Co widziałem i przeżyłem starałem się obiektywnie przekazać potomnym, jak najbardziej wiedząc, co dla historii znaczy obiektywizm.
wikariusz z Grybowa
Ks. Jan Michniak
1957 rok- pisze ks. Karol Durlak
Parafianie, korzystając z odprężenia po „polskim Październiku” poczęli słusznie zabiegać u władz państwowych i kościelnych o powrót ks. St. Pękali do Szalowej na probostwo. O całej tej sprawie nie wiedziałem, dowiedziałem się dopiero przy końcu, gdy już zebrali podpisy. Szkoda, że do tej akcji zabrali się nieumiejętnie i za późno, kiedy władze państwowe zaczęły mówić o „ … marazmie polskiego października”. Szkoda, że ta cała akcja w sprawie objęcia na nowo przez ks. Pękalę probostwa w Szalowej nie udała się, bo ks. Pękala byłby kontynuował w Szalowej swoje wielkie plany duszpasterskie i społeczne.